Cordyceps w Bytomiu. Wystawa rzeźb Marthy Mulawy – Momentum.

Cordyceps w Bytomiu.  Wystawa rzeźb Marthy Mulawy – Momentum.

Podczas wernisażu wystawy wybrzmiała refleksja dotycząca podziemnego pochodzenia niektórych korzeni, miejsca opanowanego przez grzybnię jako źródła i materiału do stworzenia dzieł sztuki. Korzenie te, już jako owoc wyobraźni artystycznej, twórczego przetworzenia z użyciem niebanalnej osobowości i kreatywności Marthy Mulawy – wróciły pod ziemię. Wyeksponowane w dawnym schronie, w piwnicznych realiach przestrzeni chronionej tonami wylanego betonu, wydają się apoteozą zwycięstwa życia nad przemijaniem, optymizmu nad strachem, miłosierdzia nad przemocą. To bardzo uwznioślające uczucie móc obcować z tak obfitym przepływem dobrej energii i pozytywnych doznań, zwłaszcza w obecnych, niespokojnych czasach.

Podziemna część bytomskiej SqArt Gallery, czyli Galeria Schron, kontynuuje swoją wystawienniczą działalność z imponującym rozmachem. Kilka pomieszczeń dawnego, zimnowojennego schronu zostało wypełnione wyjątkowymi rzeźbami i instalacjami krakowskiej artystki Marthy Mulawy, dla której zagospodarowanie tak nieprzyjaznych przestrzeni okazało się fascynującym wyzwaniem. Większe i mniejsze sale oraz korytarze, wtórnie połączone ze sobą poprzez przebicie masywnych ścian przejściami komunikacyjnymi, z pozostawieniem istniejącej infrastruktury (np. wentylacyjnej), posłużyły zaaranżowaniu ponad 40 plastycznych artefaktów, otoczonych wielobarwnym światłem, muzyką i niepowtarzalnym mappingiem VJ-a Filipa Jarosza. Zapętlona kilkunastominutowa prezentacja, rzutowana na prawie dwumetrową, półplastyczną powierzchnię charakterystycznej dla artystki rzeźby, tylko pobieżnie oddającej ludzką twarz, to wciągający psychodeliczny spektakl. Można nim efektownie uwieńczyć zwiedzanie tradycyjnej ekspozycji, gdzie na postumentach zaprezentowany został pełen przegląd kilkuletniej twórczości rzeźbiarskiej Marthy.

Wśród wszystkich dzieł szczególną uwagę zwracają te, których ikonografia zupełnie nieintencjonalnie zdaje się nawiązywać do charakteryzacji i scenografii pochodzącej z bardzo popularnego ostatnio, wysokobudżetowego serialu, opartego na równie przebojowej grze komputerowej. Serialowi bohaterowie narażeni są na ataki zmutowanych osobników, których wygląd i zachowanie zostały naznaczone zainfekowaniem pasożytniczym grzybem z gatunku Cordyceps. Na wystawie nie mamy jednak do czynienia z nieobliczalnymi zombie, lecz z kreacjami opartymi na śmiałej interpretacji natury w sposób mniej lub bardziej bezpośredni. Faktem jest, że wizualnie najciekawsze, bo najbardziej kolorowe są autentyczne huby (czyli owocniki pasożytniczego grzyba…), tyle że tutaj są Rusałkami, czyli leśnymi lub wodnymi istotami, których demoniczność objawiała się głównie poprzez zadawanie wyrafinowanych tortur, polegających na łaskotaniu lub opętańczym tańcu. Huba dębowa to z kolei utrwalony żywicami grzyb o pierwotnie miękkiej strukturze, którego przepiękna, rozczłonkowana forma nie do końca wydaje się stworzona przez naturę. Natomiast stonowana kolorystyka Monarchów, wzbogacona jedynie płatkami białego złota, to kwintesencja metody twórczej artystki, polegającej na wykorzystaniu naturalnych form, których uzupełnienie o wykonane z polimerowego gipsu elementy antropomorfizujące pozwala stworzyć unikalne dzieła sztuki, reliefowe lub pełnoplastyczne.

Początek każdej z wykonanych prac jest z reguły związany z odnalezieniem przez artystkę naturalnego „półproduktu”, wytworzonego siłami natury: powykręcanego pnia lub korzenia drzewa, nietypowego liścia, efektownej huby. Często ten punkt wyjścia naznaczony jest pewną „pracą”, wykonaną przez żywioły. Korzenie bywają pozostałościami nadmorskiego lasu, obumarłego przed wiekami, pnie często są wypalone lub potrzaskane piorunami, powykręcane, naznaczone destrukcją, rozpadem czy interwencją drewnojadów. Tylko liście nadają się na bazę do rzeźby w swoim szczytowym rozkwicie, którego utrwalenie jest kolejnym etapem powstawania dzieła. Te fascynujące fragmenty, po wstępnym oczyszczeniu, są konserwowane i poddawane długotrwałemu sezonowaniu. Czekają w kolejce na przypływ twórczej weny, która pozwoli zobaczyć w nich namiastkę osobowości, postać z pogranicza świata ludzkiego i zwierzęcego. Ten czas na wynajdywanie w otoczeniu materiału na rzeźby artystka uważa za bardzo istotny aspekt całego procesu. Każdy z takich przedmiotów ma swoją historię, pochodzi z konkretnego miejsca, często przebył długą drogę znad morza, jeziora lub górskiego lasu albo mniej czy bardziej ucywilizowanego parku. Motyw utrwalania ulotności to kolejny etap realizacji dzieła, również bardzo ważny, bo kluczowy dla jego trwania. Niektórym pracom towarzyszą opisy i dokumentacja fotograficzna poszczególnych działań. Końcowym momentem natomiast staje się odlanie gotowej formy w brązie, materiale uznawanym za szlachetny i długowieczny. Taką drogę przeszły obecne na wystawie Incitatus, Viking czy Ikar. Praktycznie każda z prac pierwotnie zrealizowana w materiale naturalnym może być podstawą do wykonania odlewu z brązu. Wspaniała forma ażurowego Mistyka, operującego śmiałym zestawieniem fakturowym Byka czy rozbudowanego Światowida może zyskać dodatkowe wartości plastyczne poprzez zastosowanie konkretnej patyny, przetarć, faktur albo „tajemniczego pisma” wydrążonego przez korniki na powierzchni pniaka. Z jednej strony każdy autorski odlew będzie indywidualny i niepowtarzalny, z drugiej zaś daje szansę posiadania wybranej pracy wielu kolekcjonerom jednocześnie.

Warto także zwrócić uwagę na coraz większą śmiałość Marthy w stosowaniu wielobarwnych polichromii. Wcześniejsze rzeźby, takie jak Core, Studnia bez dna, Kronikarz czy Kolebka wszystkiego są w zasadzie monochromatyczne, matowo-czarne, ewentualnie uzupełnione drobnymi kontrastującymi detalami z innych materiałów, czasem fosforyzujących czy świecących w ultrafiolecie. Najstarsze odlewy z żywic, takie jak duża w swej skali Szamanka, to postać zaskakująca graficzną efektownością odtworzonego i zmultiplikowanego pieczołowicie liścia, podobnie jak nowsza Domina z kryzą, wybijająca się alabastrową bielą. Ciekawym zestawieniem barw i faktur operuje też Anunnaki, niby ludzki, a jednak pochodzący z innego wszechświata.

Szczególnym eksponatem, wyróżnionym dodatkowo osobną salą, jest imponująca rzeźba zatytułowana Energia. To śmiałe nawiązanie do ikonografii Stanisława Szukalskiego, zwłaszcza do słynnej Walki z 1917 roku. Praca powstała na zeszłoroczną edycję zainicjowanego i koordynowanego przez Marthę Projektu Zainspirowani Szukalskim, którego ideę i organizacyjny rozmach przybliżają wyeksponowany plakat, opis koncepcji i zestaw fotograficznych slajdów do obejrzenia na ekranie. Artystka od jakiegoś czasu otwiera się na wpływy niedocenianej i rzadko eksponowanej twórczości geniusza rzeźby, jakim niewątpliwie był Szukalski. Punktem wyjścia do Energii był zaś efektowny korzeń, znaleziony w okolicach ruin dawnego domu założyciela Szczepu Rogate Serce na wzgórzu Albrechtówka w Kazimierzu Dolnym. Sama rzeźba jest zgodnie z postulatami Szukalskiego przesadzona, „nagięta do granic wytrzymałości”, ale bardzo wymowna i interesująca.

 Arkadiusz Woźniak


!IMG-20230314-WA0019a !IMG_20230311_125633 !IMG_20230311_122936 !IMG_20230311_123232 !IMG-20230314-WA0006

IMG_20230311_123032a !IMG_20230311_122815 !IMG_20230311_133155